tytuł


Recenzje młodzieżowe - bo młodzież też lubi czytać!

poniedziałek, 28 grudnia 2015

"W obcym domu" - Sabina Waszut - recenzja

Okładka książki W obcym domu,,W obcym domu" jest kontynuacją znakomitych i wciągających ,,Rozdroży", czyli dalszych losów Sophie i Władka. Na samym początku muszę nieco ,,zaspoilerować" - otóż ukochani do siebie wrócą. Po latach rozłąki znów się spotkają. Zamieszkają w dość obskurnym domku. Ich życie zdecydowanie się odmieni. Poruszane zostanie mnóstwo nowych wątków, niektóre sprawy z poprzedniej części zostaną wyjaśnione. Czy mimo wojennych demonów, które wciąż dręczą Sophie i Władka, zdołają ocalić swoją miłość?

Tak samo jak poprzednia część, książka została napisana w taki sposób, żeby wciągnąć już od pierwszej strony. Akcja jest wartka, postacie bardzo ciekawe. Oprócz tego jest to nadzwyczaj interesująca lekcja historii. Możemy się dowiedzieć jak naprawdę wyglądały w Polsce końcówka lat czterdziestych. Poruszone zostaną tematy, o których do niedawna w ogóle się nie mówiło. Przedstawiona zostanie kobieta, która wywieziona została do obozu na Zgodzie. Wywóz górników w głąb Rosji. Stalinowski reżim, który okazał się być nie lepszy, a nawet gorszy od tego hitlerowskiego. Także to, jak traktowani byli chociażby berlińczycy po wkroczeniu do miast wojsk rosyjskich. I jak wyglądało życie w powojennych Niemczech. Jak mieszkańcy obydwóch państw dawali sobie radę  w nowej rzeczywistości. Do tego wszystkiego wciągająca fabuła z przepiękną historią. To trzeba przeczytać.

Polecam!

Sheri, 15 lat

Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa MUZA. 

wtorek, 22 grudnia 2015

"Zwyczajny dzień" - Nina Majewska - Brown - recenzja

Okładka książki Zwyczajny dzień
„Zwyczajny dzień” autorstwa Niny Majewskiej - Brown to kontynuacja losów bohaterki powieści „Wakacje”

Po śmierci męża i syna w życiu Niny nastąpiło wiele zmian. Bohaterka musiała szybko odnaleźć się w nowej sytuacji, by zapewnić bezpieczeństwo i spokój swej córce oraz zbliżającemu się nowemu członkowi rodziny. Kiedy wydawało jej się, że zdołała w znacznym stopniu pozostawić  tragiczne wydarzenia za sobą i uporządkować zaistniałą rzeczywistość, na nowo odzywają się głosy przeszłości. 

Pod koniec „Wakacji” Nina dowiaduje się o zdradzie swojego męża i owocu jego drugiego związku. „Zwyczajny dzień” poświęcony jest historii małej Marianny, córki Bartka z lewego związku, i Joanny, jej mamy. Okazuje się, że ich los na nowo wprowadzi chwile rozpaczy w życiu Niny. Porządek zostanie zaburzony. Joanna zwróci się do głównej bohaterki z niewyobrażalnie trudną do realizacji prośbą.

Jaką decyzję podejmie Nina? 
Czy zdoła pomóc kochance męża? 
Czy w końcu uda jej się osiągnąć upragniony spokój? 

Przekonajcie się sami. Ale jednego możecie być pewni. Los będzie dla niej bezlitosny.

Książkę tę czyta się bardzo szybko i lekko.  Przedstawione wydarzenia dotyczą typowych sytuacji z dnia codziennego. Momentami miałam wrażenie, że jednak zbyt zwyczajnych.  Brakowało mi elementów zaskoczenia, dreszczyku emocji. Podczas czytania przeszkadzał mi jeszcze jeden element. Mianowicie wyrażenia takie jak: „rozładowujemy ciężką atmosferę kręcącej się niespokojnie po szpitalnych korytarzach śmierci”, czy „wkładam do ust i odpływam niczym na narkotykowym haju” (à propos jedzonego ciasta drożdżowego), itp. Było tego trochę za dużo.

Natomiast jeśli ktoś lubi książki spokojne, które raczej niczym specjalnym nie zaskakują czytelnika, to mogę polecić właśnie tę.


Limonka, 17 lat

Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Rebis. 

piątek, 18 grudnia 2015

"Diabelski szczyt" - Deon Meyer - recenzja

Okładka książki Diabelski szczyt„Skoro dzieci nie mogą polegać na ochronie aparatu sprawiedliwości, do kogo mają się zwrócić?”

                
Odpowiedź brzmi: do Artemidy. Tak dokładniej, to do mordercy z sagajem, czyli Thobeli, któremu przydomek greckiej bogini nadała prasa, ze względu na sposób, w jaki zabijał.  Sam siebie określa katem, egzekwuje prawo, robi to, co uważa za słuszne. Jego życie straciło sens, kiedy jego syn został zastrzelony. Gdy dowiaduje się, że zabójcy małego Pakamile uciekli z więzienia, postanawia rozpocząć osobisty sąd. Z czasem, zabijanie tych, którzy krzywdzą bezbronne dzieci staje się jego przeznaczeniem. Misją. Czy słuszną? Czy miał do tego prawo?
                
Benny Griessel to alkoholik i inspektor policji. Wyrzucony przez żonę z domu, na sześć miesięcy, aby się zmienić i przestać pić, bo jeżeli nie, straci ją i dzieci. Mężczyzna znajduje się w wyjątkowo trudnej sytuacji. Opuszczony przez rodzinę, zmaga się z nałogiem a do tego prowadzi śledztwo dotyczące mściciela – mordercy, czyli Artemidy. Czy uda mu się wygrać z przestępczością, gdy jest ona popierana przez społeczeństwo?
                
Ostatni główny bohater książki, a raczej bohaterka - Christine van Rooyen. Była wychowywana w rodzinie, w której główną rolę odgrywał ojciec. Surowy i karzący, dbający o dyscyplinę w swoim domu i religijność dzieci. W takim domu dorastała przyszła prostytutka, dziewczyna, która postanowiła zbuntować się przeciwko rodzinie i uciec. Problemy z jednym z klientów, szefem mafii Carlosem, komplikują całą sytuację. Co ma wspólnego z pozostałymi bohaterami?
                
„Diabelski szczyt”, którego autorem Deon Meyer to jedna z ciekawszych propozycji, jeżeli chodzi o ten gatunek. Łatwo się domyślić, jakie będą powiązania między mordercą a inspektorem policji, ale jaką rolę odegra tu prostytutka? I tu zaczyna się robić ciekawie. Losy bohaterów oczywiście w końcu splotą się ze sobą, lecz najważniejsze jest to, że zakończenie wcale nie jest oczywiste. Pogłębione portrety psychologiczne sprawiają, że z każdą kolejną chwilą, chcemy znać dalsze losy tej trójki, zaczynamy ich lubić lub nienawidzić. 
                
Akcja dość szybko się rozkręca, przez co nie męczy nas przewracanie kolejnych kartek, bo po prostu chcemy więcej. Ciekawa narracja bardzo dynamizuje cały tekst, nadaje mu charakteru. Niespodziewane zwroty akcji i nieprzewidywalne zakończenie są dużymi zaletami tej książki. Uszczypliwe dialogi, szczególnie wypowiadane przez inspektora, sprawiają, że uśmiech pojawia się na naszej twarzy. Wiele wątków, sprawia, że tekst staje się jeszcze ciekawszy. Deon Meyer rozbudował kilka wątków, w szczególności alkoholizm, prostytucję i zakłamanie wymiaru sprawiedliwości, co jednak nie znaczy, że skupił się tylko na nich. W tle opowiadane są historie dotyczące chociażby samego RPA, kultury i historii. Lektura jest przez to jeszcze bardziej interesująca.
                
„Diabelski szczyt” mogę z czystym sercem polecić każdemu, kto lubi ten gatunek. Jest to świetny kryminał, który dosłownie pochłaniamy w dwa lub trzy wieczory. Uważam jednak, że osoby, które raczej nie sięgają po tego typu książki, również nie będą zawiedzione.



Gruszka, 17 lat

Książkę do recenzji otrzymaliśmy od sklepu internetowego empik.com

czwartek, 17 grudnia 2015

„Cuda wianki. Polski folklor dla młodszych i starszych” - Marianna Oklejak - recenzja

Okładka książki Cuda wianki. Polski folklor dla młodszych i starszych
Pamiętacie, jak w podstawówce śpiewaliście alfabet kaszubski? Albo rozpoznawaliście stroje regionalne?

„Cuda wianki. Polski folklor dla młodszych i starszych” autorstwa Marianny Oklejak przypomina nam o tym jak cudowna jest nasza własna kultura.

Dziewięćdziesiąt stron wypełnionych, wydawałoby się, przypadkowymi fragmentami przyśpiewek, tradycyjnych strojów i obrazów ludowości. Mało, a jednak bardzo treściwe. Na dodatek podane w bardzo przystępnej formie.

To, co mnie urzekło najbardziej w tej książce, to jej kompozycja. Przebieg wszystkich pór roku na przykładzie naszych tradycji. Nic nie jest pominięte, każdy komentarz w punkt.

Nie jest możliwością opisać i zilustrować naszą kulturę ludową w całości. Jednak Oklejak doskonale oddała jej esencję. Pokazuje jak bardzo jest ona różnorodna, a zarazem spójna.

Każdy znajdzie tutaj coś dla siebie. Panowie zobaczą ludowe krawaty, a pianie mogą popodziwiać weselne nakrycia głowy. Muzycy odnajdą instrumenty, czasami zupełnie nieznane. Ktoś, kto lubi ręcznie ozdabiać swoje torby lub koszulki, znajdzie oryginalne hafty.

Serdecznie polecam. To nie tylko źródło wiedzy, ale też kopalnia pomysłów na prezent, czy ozdobę wielkanocnych pisanek.


Dydelf, 17 lat

Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Egmont. 

środa, 16 grudnia 2015

"Ostatni dzień roku" - Katarzyna Misiołek - recenzja

Okładka książki Ostatni dzień roku
Szukacie lektury na koniec roku? Czegoś, z czym możecie zasiąść w fotelu z kubkiem herbaty, przekąskami i kocem na kolanach?

Magda, studentka, żyje ze swoim chłopakiem. Wybierają się na sylwestra, kiedy nadchodzi wiadomość o zaginięciu jej starszej siostry. Zabawa zostaje odłożona na dalszy plan. Teraz najważniejsza jest Monika.

Czy uda się ją odnaleźć? 
Czy wszystko wróci do normy? 
Jakie tajemnice skrywa siostra za pozornie pogodnym uśmiechem? 
Czy Magda da radę się pozbierać?

Przeczytajcie „Ostatni dzień roku” autorstwa Katarzyny Misiołek. Krakowianka pisze historie, które mogą się zdarzyć w prawdziwym życiu. I co ciekawe, opisuje je w bardzo prosty sposób. Zachwyca mnie prostota, z jaką prowadzi bohaterów. Jednak dla mnie, historia jest trochę zbyt dramatyczna. Rozumiem zaginięcie siostry, ale dodawanie kolejnych tajemnic do tego sprawia, ze książka zamienia się trochę w telenowelę. Ciężko odnaleźć właściwą akcję, kiedy czytelnik jest zasypywany ogromem informacji mniejszej wagi. 

Mimo to, książka jest warta przeczytania. Znajdziecie w niej kilka ciekawych spojrzeń na świat, ale to, co w niej urzeka to czas, w którym rozgrywa się akcja. Naprawdę dodaje wiele smaczków do książki.

Idealna na prezent w nadchodzącym sezonie świątecznym.


Dydelf, 17 lat

Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa MUZA. 

wtorek, 15 grudnia 2015

"Lot 714 do Sydney" - Herge - recenzja

Okładka książki lot 714 do Sydney
Kolejny tomik przygód Tintina. Tym razem zwariowany naukowiec, stary wilk morski, wszędobylski pies i detektyw ruszają na konferencję w Sydney. Ale jakoś po drodze trafili na wyspę Poley-Poley Bompa.

Zaciekawił mnie ten tomik. Akcja działa się w tajemniczym miejscu, co tylko wzmagało moją ciekawość. Rysunki były dobre, pozytywnie zaskoczyła mnie kolorystyka. I co najważniejsze, rozróżnianie czasu trwania akcji było świetnie ujęte w nocy.

Ciekawy był fakt wprowadzenia Tintina na tropikalne wyspy. Trzęsienia ziemi, tajemnicze posągi, wulkany, no i oczywiście tajemnica. Tego nie mogło zabraknąć.

„Lot 714 do Sydney”, bo to o nim mowa, to już 22 tom przygód Tintina i jego przyjaciół. Zdumiewające, że pomimo tylu już wydanych numerów, młody detektyw nadal zaskakuje pomysłami. Dodatkowo akcja jest poprowadzona na tyle sprytnie, że nawet wytrawny czytelnik ma problem z odgadnięciem prawdziwego złoczyńcy.

Bohaterowie są bardzo sympatyczni, szybko stają się bliscy czytelnikowi. Już po kilku stronach nie można się oderwać. Ta mała książeczka to świetna rozrywka na nudny wieczór dla samotnika, czy tez ferajny przyjaciół.

Polecam

Dydelf, 17 lat

Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Egmont. 

poniedziałek, 14 grudnia 2015

"Nic bardziej mylnego!" – Radek Kotarski - recenzja

Okładka książki Nic bardziej mylnegoRadosława Kotarskiego możesz kojarzyć albo z reklamy banku Millenium albo z Polimatów – jego autorskiego programu na YouTubie. Posiadacz niezwykle charakterystycznego głosu i ogromnego bogactwa słów (zapewne dzięki czytaniu książek!). Teraz wydał własną książkę.

Na początku każdego rozdziału podawany jest dany mit, np. Sztuczne wywoływanie zeza, na przykład w trakcie strojenia min, powoduje utrwalenie się tej wady wzroku, czy: Aby zgłosić zaginięcie osoby, musi minąć co najmniej 24/36/48 godzin. Później Radek Kotarski zabiera się do obalenia mitu. Przytacza różne źródła, podaje opinie znanych badaczy oraz naukowców, i mówi, dlaczego taki mit tak głęboko zakorzenił się w ludzkiej podświadomości. Przyznaję, z niektórych rzeczy naprawdę nie zdawałam sobie sprawy. Jednak niektóre historie dla mnie były nieco nudne. Może po prostu taka literatura niekoniecznie jest w moim guście?

Czytałam parę recenzji tej książki i większość recenzentów chwaliło sobie to, że w czasie czytania niemal słyszało się głos prowadzącego Polimatów. Owszem, dla niektórych może to być plus, jednak mnie ton jego głosu troszeczkę irytuje. I gdy już w trakcie czytania, przypominałam sobie kolejną kwestię z reklamy banku, zniechęcało mnie to do dalszej lektury.

Podsumowując, przyznaję, że niektóre z zaprezentowanych przez Radka Kotarskiego faktów były naprawdę ciekawe i nie zdawałam sobie sprawy, jaka może być geneza niektórych mitów. Mimo wszystko, nie wystarczy mi to, by z czystym sercem polecić tę książkę innym czytelnikom. Nie wiem jak Wam, jednak mnie osobiście dużo bardziej podobał się program na YouTubie. A to samo w formie książki… To już do mnie nie trafiło.


Katia, 15 lat

Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Znak.

piątek, 11 grudnia 2015

"Kołonotatnik z bohaterem" - Małgorzata Halber - recenzja

Okładka książki Kołonotatnik z Bohaterem
Mały, nietypowy, szary stworek. Masa myśli. Kilka z Chin, czy improwizowanych. Gwiazdy i foki do kompletu. Tak w skrócie można opisać „Kołonotatnik z bohaterem” autorstwa Małgorzaty Halber.

Kołonotatnik to zbór rysunków z różnymi dopiskami. Jedne oddają aktualny stan emocjonalny bohatera, inne po prostu jego myśli. Projekt jest niekonwencjonalny, tak samo jak jego wykonanie. Rysunki wydają się być narysowane, ale też naklejone, kiedy jednak dotkniemy kartki okazuje się, że jest płaska. Sądzę, że zostały zeskanowane, ale mimo to efekt jest niesamowity.

Jeżeli chodzi o język, jest on trudny do zdefiniowania. Dużo tam "potoczyzmów", kilka wulgaryzmów też się znajdzie. Widać, że autorka ma poczucie humoru. Różne kolory, charaktery pisma - to sprawia, że kołonotatnik staje się nam bliższy i zaczynamy się z nim utożsamiać. Niektóre zdania mogę być niekonwencjonalne, ale to powoduje, że książka staje się ciekawsza.

Każdy, kto chce znaleźć coś dla siebie, powinien go przewertować. A autorka przygotowała nawet jedną kartkę specjalnie na tą okazję.
Więc…do dzieła!

Polecam

Dydelf, 17 lat

Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Znak. 

czwartek, 10 grudnia 2015

„Klejnoty Bianki Castafiore” - Hergé - recenzja

Okładka książki Przygody Tintina 21 - Klejnoty Bianki CastafioreWielka diwa przybywa do starego wilka morskiego. Wraz z nią jej drogocenne klejnoty, garderobiana i akompaniator. Na dodatek w okolicy zatrzymuje się tabor Cyganów. Dochodzi do kradzieży. Kto jest za to odpowiedzialny?

„Klejnoty Bianki Castafiore” odpowiedzą na te pytania. Dzięki młodemu Tintinowi kolejna zagadka zostanie rozwiązana. Ale nie obędzie się bez wielu wpadek.

Nienaprawione schody, tajemnicze kroki na poddaszu, zaginione nożyczki i wszystko powtarzająca papuga - istny galimatias.

Ale w tym wszystkim znajdzie się chwila na powagę wywiadu i tragedię dotyczącą klejnotów gwiazdy operowej. I jak zawsze niezawodny Tintin rozwiąże zagadkę. Oczywiście z drobną pomocą.

Komiks jest zabawny, jego postacie są bardzo zróżnicowane. Obrazki wiernie oddają działania bohaterów, a dopiski w tle świetnie nadają tempa i humoru całości.

Książeczka nie jest gruba (zaledwie 60 stron), ale zabawna. Świetnie odrywa od rzeczywistości i przenosi nas do kolorowego zamku starego marynarza. Dodatkowo akcja jest tak rozłożona, że czytelnik musi sam wyciągać wnioski, kto mógł być złodziejem. A wszystko po to, żeby na końcu ukazać prawdziwego „zbrodniarza”.

Dawka dobrego humoru, wielce pomocna, kiedy za oknem już ciemno, a jeszcze tyle do zrobienia. No i oczywiście świetny pomysł na prezent dla tych młodszych, jak i starszych Sherlocków.

Polecam,

Dydelf, 17 lat

Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Egmont. 

środa, 9 grudnia 2015

"Rozdroża" - Sabina Waszut - recenzja

Okładka książki Rozdroża1934 rok, Górny Śląsk. Sophie właśnie wprowadziła się  z rodziną do domu w polskiej części Katowic. Mimo początkowej dyskryminacji ze względu na niemiecką narodowość, rodzina wkrótce się asymiluje. Sophie poznaje Władka. Oczywiście z początku zarozumiały chłopak ją denerwuje i wmawia sobie, że nie chce mieć z nim nic wspólnego. Jednak, jak to zazwyczaj w takich sytuacjach bywa, silna niechęć przeradza się w jeszcze silniejsze uczucie. 

Młodym zakochanym nie będzie dane w pełni rozkoszować się swoją miłością, gdyż wybucha wojna. Władek, jako syn powstańca wielkopolskiego, błyskawicznie angażuje się w walkę. Sophie nie może pogodzić się z rozstaniem z ukochanym. Jednak nie ma wyboru i musi dać sobie radę. A czeka ją wiele, ale to wiele trudności...

Sięgając po książkę, czułam że będzie ona naprawdę świetna i nie można będzie się od niej oderwać. Nie zawiodłam się. Akcja nie jest rozwlekła, bardzo wartka, znalazły się tu wszystkie elementy doskonałej powieści. Obserwujemy przemianę głównej bohaterki, jej proces stawania się dojrzałą i świadomą kobietą. Wszystko to dosmaczone historią w tle, co sprawia, że lektura staje się czystą i jednocześnie edukującą przyjemnością. Rozdziały są krótkie, klarownie podzielone, opatrzone datami, co ułatwia czytanie i nie dopuszcza do chaosu. Pozwala spojrzeć na historię niemiecko - sowieckiej okupacji pod nieco innym kątem. Mając na względzie to, jak traktowani byli Niemcy, a jak zachowywali się Rosjanie. Naprawdę, nie mam tej książce nic do zarzucenia. 

Polecam!

Sheri, 15 lat    

Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa MUZA.    

"Wierny pies pański" - Elżbieta Wiater - recenzja


Okładka książki Wierny pies Pański. Biografia św. Jacka OdrowążaKim był Jacek Odrowąż? To jeden z najbardziej znanych świętych z południa Polski. Urodzony w XII wieku w Kamieniu Śląskim, zmarł w XIII w Krakowie. Jeden z pierwszych Dominikanów w Polsce, mało tego, przyjął habit dominikański od samego założyciela zakonu w Rzymie! Życiowy pielgrzym, jak mało kto, przemierzał kraj wzdłuż i wszerz, zakładając po drodze klasztory, jednak nie zatrzymując się w nich na stałe. Nawracał Prusów na Pomorzu, mieszkał na Rusi, zorganizował klasztor w kościele św. Trójcy w Krakowie, a jest znany nawet w Azji!

Był siódmym dominikaninem i piątym Polakiem wyniesionym na ołtarze. To nadal mało? Na jego temat krąży mnóstwo historii. Część z nich została przedstawiona w książce Elżbiety Wiater, po którą niewątpliwie należy sięgnąć, jeśli chcecie poznać historię niezwykłego świętego, dla którego uzdrawianie to chleb powszedni, wskrzeszanie umarłych to pestka, a który w wolnych chwilach rozdaje pierogi w gratisie do Ewangelii.
                
Wydawnictwo Znak wydało książkę opowiadającą nie tylko o życiu św. Jacka Odrowąża. To umieszczona na kartach historii opowieść o cudach, które naprawdę miały miejsce! Mimo, że św. Jacek żył 800 lat temu, to jego nauczanie nadal jest aktualne. To człowiek, który fascynował kilkaset lat temu i robi to także w XXI wieku za sprawą „Wiernego psa pańskiego”.

Legendy mogą tylko zachęcać do lektury. Książka nie dość, że zawiera ich wytłumaczenia, to także opisuje inne ciekawe fakty z życia świętego. Nie jest napisana językiem, który możemy znaleźć w encyklopedii. Owszem, Elżbieta Wiater używa bogatego naukowego słownictwa, jednak jest ono na tyle zrozumiałe, że nie trzeba czytać biografii św. Jacka ze słownikiem języka polskiego w ręku.

Jeżeli jesteście znudzeni lekkimi książeczkami, które nie wnoszą nic nowego do Waszego życia, to „Wierny pies pański” będzie idealnym rozwiązaniem. A nuż wiedza o jego życiu przyda się w przyszłości.

Ananaska, 17 lat

Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Znak. 
               


wtorek, 8 grudnia 2015

"Podwójne życie Pat" - Jo Walton - recenzja

Okładka książki Podwójne życie Pat
Pierwsza połowa XX wieku w Anglii. Wszystko układało się dobrze, do momentu, gdy poznała Marka. Młodzieńcze zakochanie, śmierć bliskich i wyjazd do szkoły w Kornwalii, to jedyne kilkanaście lat, które teraz, z perspektywy 2015 roku, wydają się pewne. Potem poznała jego, mężczyznę, który po jednej wspólnie spędzonej nocy poprosił ją o rękę. Oczarował ją, bo kogo by nie urzekł zagubiony młodzieniec pałający tak gorącym, acz opanowanym uczuciem, jak on? Pisali listy miłosne,  planowali ślub na “za cztery lata”, gdy Mark zdobędzie dyplom, a Pat zdąży się nacieszyć pracą wśród dziewcząt. Wydawać by się mogło, że to aż nazbyt odległe plany, które nie miały prawa dojść do skutku. Po jakimś czasie Patty dostaje pilny telefon. To on. Mówi, że jego plany legły w gruzach. Co teraz?

  1. Patty zapewni narzeczonego o swojej miłości, rzuci pracę i odda się obowiązkom żony i matki przy boku niezbyt bogatego ukochanego.

Albo...

  1. Patty dojdzie do wniosku, że całe to zamieszanie z narzeczeństwem było niepotrzebne, a Mark to nie mężczyzna dla niej. Spakuje swoje rzeczy i razem z przyjaciółką z internatu wyjedzie na południe Europy i rozpocznie nowy rozdział w swoim życiu.

Którą opcję wybierze Patty? Nie będę was trzymać w niepewności. Obie! Dobrze widzicie. Czy to możliwe? Dzięki Jo Walton teraz już tak.

Ursula K. Le Guin, autorka bestsellerowego „Ziemiomorza”, porównała tę książkę do „Wyboru Zofii”. Ciężko się z nią nie zgodzić. Tak poplątanej filozoficznej paplaniny, która mimo wszystko ma dość głęboki sens, nie spotkałam nigdzie indziej. „Wybór Zofii”, tak jak i „Podwójne życie Pat” nie ogranicza się do jednej linii życia. Ma ich nieskończenie wiele! Przecież jedynym, co daje autorowi jakiekolwiek ramy jest jego wyobraźnia, czemu tego nie wykorzystać?

Książkę czyta się bardzo przyjemnie. Język nawiązuje do XX wieku i wprowadza w klimat prostych sukni i ostatnich pokoleń aranżowanych małżeństw. Nie jest to typowa obyczajówka opowiadająca o usłanym różami życiu we własnym domku na wsi. To historia wyjątkowego papierowego życia, które chcąc nie chcąc, dostaje się do naszego świata i każdego, kogo spotka, wciąga na długie godziny (tak właśnie było w moim przypadku).

Ta książka jest jednym wielkim szaleństwem. Pomieszaniem z pogmatwaniem. Jakim cudem bohaterka może mieć dwa życia na raz?! Nadal samej ciężko mi odpowiedzieć na to pytanie. Dlatego gorąco zachęcam do lektury jedynej w swoim rodzaju historii kobiety, która żyła dwa razy. Sami poznajcie odpowiedź na to pytanie!


Ananaska, 17 lat

Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Świat Książki. 

"Zwrotki dla Dorotki. Arcyksiążę fiołków" – Jan Sztaudynger - recenzja

Okładka książki Zwrotki dla Dorotki. Arcyksiążę fiołków
Zieleń, kwiaty, róże, fiołki i stokrotki. Istny ogród wprost z fantazyjnych wspomnień lata. Idealny świat, do którego można by się przenieść, gdy za oknem szaro i ponuro. Na stronach książki Jana Sztaudyngera cały rok jest lato! Ilustracje Jony Jung rozjaśnią nawet najbardziej pochmurne niebo i rozweselą największego smutasa.

Czeka was kilkadziesiąt stron pełnych energii i… kwiatów! A wśród nich fraszki, krótsze i dłuższe wierszyki. To wszystko dla dzieciaków. Policja składająca się z biedronek i szczypawek porwie was na poszukiwanie motyla – przestępcy. Wiatr raz po raz zawiewa szepcąc każdej z róż, że jest najpiękniejsza, a kilkuletnia królewna szasta królestwami na prawo i lewo.

Pełna pasji książeczka aż prosi się, by do niej zajrzeć. Kilkadziesiąt różnorodnych tekstów Jana Sztaudyngera (1904 -1970), jak mówi okładka – legendarnego mistrza fraszek. Wierszyki nie są banalne. Tutaj pszczółki nie skaczą bezmyślnie z kwiatka na kwiatek. Co ciekawe, w każdym ruchu zwierząt, wiatru, czy słońca kryje się uniwersalna wiedza. Fałsz, zakłamanie, zostały w wierszach autora ubrane w kwiaty gdzieś na słonecznej łące. Nie spodziewałam się, że takie proste bajeczki mogłyby mieć drugie dno, a jednak.

Dziecięca naiwność ukazuje, jak łatwo poprzez lekturę przyjemnych fraszek i wierszyków, można nauczyć się czegoś ciekawego na błędach (na szczęście nie swoich, tylko zwierzątek ;) ). I w ten sposób z lektury „kwiecistej” książki wypływa całkiem poważna nauka moralna – nie warto kłamać, bo na futerku wszystko widać, ale za to warto się uśmiechać, bo przecież co komu szkodzi? 

Zapraszam do uśmiechniętej lektury!

Ananaska, 17 lat

Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Literackiego. 

poniedziałek, 7 grudnia 2015

"Liczę sobie 1,2,3" - recenzja

"Król Gromoryk i zagadkowy smok", "Fredek i jeden do pary"' i "Szczurki chwytają życie za ogon" czyli szybko, łatwo i przyjemnie. Przy okazji dużo śmiechu i radości. Ciekawe historyjki, śmieszne rysunki i mnóstwo naklejek. W skrócie: matma może być przyjemna.

Nie wiesz, jak zachęcić kuzyna, brata, znajomego z podstawówki, do liczenia lub sprawić, by każdy dzieciak w wieku wczesnoszkolnym polubił matematykę? Seria „Liczę sobie” wydawnictwa Egmont jest wręcz do tego stworzona. Ma różne poziomy trudności, każdy z ciekawymi zadaniami wspartymi zabawną historyjką.

Każdy tomik opowiada inną historię. Zawiera nie tylko zadania matematyczne, wsparte naklejkami czy zadaniami manualnymi, ale dodatkowo, dziecko poznaje wielkich ludzi świata nauki poprzez ich krótkie biografie z anegdotkami jak dokonali wielkich odkryć. Co więcej, uczy praktycznych rzeczy, na przykład - jak się robi jajka na miękko czy jajecznicę.

Część I przeznaczona jest dla dzieciaków, przed którymi przygoda z matematyką dopiero się zaczyna (4 - 5 lat). Stykają się tutaj z poczuciem czasu, liczbami i geometrią. Poziom II (5 - 7 lat), to już ciut trudniejsze zadania. Młodzi uczniowie poznają zabawy logiczne, orientację w czasie i przestrzeni, ćwiczą pamięć, czytanie ze zrozumieniem, posługiwanie się linijką czy pieniędzmi. Natomiast część III - to już wyższa szkoła jazdy, przeznaczona, powiedziałabym, dla świadomych matematyków:). Tutaj do rozwiązania są konkretne zadania, dotyczące ułamków czy arytmetyki. 

Autorzy poszczególnych części - Wojciech Widłak, Zofia Stanecka i Rafał Witek, mieli świetny pomysł, aby przez bajki przekazać dzieciom podstawowe pojęcia matematyczne. Nie ma tutaj trudnego słownictwa, za to masa obrazków, które pomagają przyswoić dany temat. Motywujące są medale oraz dyplomy, pojawiające się na koniec każdej części. Tutaj naprawdę widać zasadę, która odnosi się do słów „bawiąc uczy”. Ponadto seria pozwala już we wczesnym dzieciństwie odkryć czy ma się zadatki na matematyka. 



                                                                                                        Polecam
                                                                                               Dydelf, 17 lat 

Książeczki ukazały się nakładem Wydawnictwa Egmont. 

piątek, 4 grudnia 2015

"Podaruj mi miłość. 12 świątecznych opowiadań" - recenzja

Okładka książki Podaruj mi miłość. 12 świątecznych opowiadań,,Podaruj mi miłość" to książka niezwykła. Jest ,,dzieckiem’’ 12 różnych autorów książek młodzieżowych. Z pewnością każdy z was kojarzy nazwisko Gayle Forman (,,Zostań, jeśli kochasz’’), Davida Levithana (,,Każdego dnia’’) czy Rainbow Rowell (,,Fangirl’’). Znajdziecie tutaj również nazwiska nieco mniej znanych pisarzy (o niektórych osobach usłyszałam pierwszy raz w życiu), jednak dzięki temu, że nie znałam wcześniej ich stylu pisania, mieli oni szansę mnie miło zaskoczyć lub rozczarować.
    
,,Podaruj mi miłość’’ to 12 opowiadań o tematyce świątecznej. 12 bohaterów, 12 historii, tak różnych od siebie. Łączy je jedno: magia świąt Bożego Narodzenia.

Mamy tu Marigold Moon Ling, która przychodzi na targ choinek, niekoniecznie po to, by zakupić świąteczne drzewko. Jak zakończy się jej wizyta na targu? Niby prosta historia, jednak jej zakończenie nie jest już tak oczywiste…

Sophie Roth zawsze zrobi coś nie tak. W Bumfuckville nie każdy rozumie jej nowojorski styl bycia i typowy dla mieszkańców Wielkiego Jabłka sarkazm. Nic dziwnego, że Sophie nie może się odnaleźć w obcym miejscu. Na koncercie kolęd spotyka jednak kogoś, kto być może potrafi dotrzeć do jej serca…

Vaughn, z kolei, jest typowym rozrabiaką.  W zamian za wykreślenie z kartoteki pewnego ,,incydentu’’ (podpalenia kościoła), ma odpracować 48 godzin prac społecznych, pomagając pastorowi Zgromadzenia Metodystów w zorganizowaniu jasełek. Kto by pomyślał, że zwykłe przedstawienie może sprawić tyle problemów?

To tylko 3 historie, pozostało 9. Każda z nich jest inna. Mnie osobiście niezbyt przypadła do gustu ,,Dziewczyna, która obudziła Śniącego’’. Jednak myślę, że z racji różnorodności, w tej książce każdy z Was znajdzie coś dla siebie. Teraz początek grudnia, więc może czas pomyśleć o kupieniu prezentów dla najbliższych? ,,Podaruj mi miłość’’ będzie idealnym podarunkiem pod choinkę. Serdecznie polecam i życzę wesołych świąt!


Katia, 15 lat

Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Otwarte. 

"Misja: Rodzinka" - John-Paul Flintoff, Hariett Green - recenzja

Kolejna z serii książek, po których należy pisać, kleić, rysować, bazgrać, wyrywać, dziergać z niej szaliki i robić podpałkę do grilla. Okej… może aż tak źle nie jest, ale „Misja: rodzinka” podobnie jak „Zniszcz ten dziennik” służy do wypełniania. 

Jestem wielkim przeciwnikiem znęcania się w ten sposób nad książkami, więc już na sam widok powinnam ją odradzać (przecież każda książka chce trochę pożyć!), jednak okładka ma coś w sobie… Dlatego, tak na sam początek, polecam wziąć do ręki porządny notatnik, na pierwszej stronie ogromnymi literami napisać nazwisko rodzinki, której historię będziemy odkrywać… i do dzieła!

Jeśli jeszcze nie mieliście styczności z książkami typu tych, wymyślanych przez Keri Smith, to warto uważać. Ideą postępowania z książkami takimi jak ta, jest jej wypełnianie. Rozwiązywanie postawionych przed czytelnikiem zadań, a w wypadku „Rodzinki” także rozważenie podsuniętych pomysłów i odkrycie historii pokoleń! Oczywiście można, a według twórców nawet należy po niej pisać i rysować, ale czy warto? Wybór należy do was.
                
Zadania same w sobie są naprawdę interesujące i mogą wiele wnieść do życia naszej rodziny. Jednak najbardziej w książce przypadły mi do gustu zadania takie jak  „Narysuj swój domowy zwierzyniec” , „Wypisz książki, które czytałeś ty, a które czytali rodzice w swoim dzieciństwie”. Takie pytania mają niesamowitą moc przywoływania wspomnień. Zarówno tych sprzed dziesięciu, jak i trzydziestu czy czterdziestu lat, w przypadku rodziców.

Warto zaznaczyć, że nie jest to książka skierowana tylko do dzieci i nastolatków. Starszym także przyniesie wiele radości. Każde następne wypełnione zadanie, odrysowana dłoń, opisana historia przybliży was do rozwiązania największej zagadki, jaką jest historia rodziny. Może nie odkryjecie jak poznali się wasi prapraprapradzadkowie, ale może uda się dowiedzieć czegoś, o czym nie mieliście pojęcia? 

Powodzenia!

Ananaska, 17 lat

Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Literackiego. 

czwartek, 3 grudnia 2015

''Gry i zabawy Mikołajka na przerwy w szkole'' - recenzja

Okładka książki Gry i zabawy Mikołajka na przerwy w szkole''Gry i zabawy Mikołajka na przerwy w szkole'' to książka  z wieloma ciekawymi pomysłami jak spędzić przerwy w szkole. Ukazane są w niej niezwykle śmieszne kawały, tajne kody i łamigłówki, trudne sztuki origami, rozmaite gry z piłką i wiele, wiele innych, a to wszystko na poziomie 1 klasy podstawówki. Pokazuje ona, że do fajnego spędzenia czasu nie jest potrzebny komputer ani telefon. Wnętrze książeczki ubogacają jeszcze kolorowe ilustracje i obrazki.

Ważna jest też wielkość tego poradnika. Jest nie za duży,  nie za ciężki, poręczny  - po prostu w idealnym formacie. Nie obciąży zbytnio plecaka ucznia podstawówki. Można go nosić ze sobą codziennie do szkoły, by w każdej chwili do niego zaglądnąć po podpowiedź, jak umilić sobie czas w wolnej chwili.


Na początku ta książka wydawała mi się po prostu dziecinna, ale jak pomyślałam z jakich rzeczy śmiałam się ja, w co się bawiłam i spojrzałam na to pod innym kątem - zupełnie zmieniłam zdanie. Wbrew pozorom ta mała książeczka zawiera naprawdę dużo ciekawych zabaw i według mnie na pewno przypadnie do gustu wielu dzieciom.

Olivka, 13 lat

Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Znak. 

środa, 2 grudnia 2015

"Tequila z Cortazarem" - Marek Keller, Dariusz Wilczak - recenzja

Okładka książki Tequila z Cortazarem. Kochałem wielkich tego świata.
To, z czym się spotkałam czytając tę książkę, w niczym nie przypomina tego, czego się spodziewałam. Kolorowa okładka przyciąga wzrok, od razu skupiający się nie na krzyżu ze zdjęć znajomych Marka Kellera, to te nierówne linie, plamy po farbie niczym z obrazów Fridy Kahlo, sprawiają, że meksykański urok książki uwodzi czytelnika. Zapowiada się ciekawa opowieść rodem z Ameryki Południowej. Hiszpańsko brzmiące nazwisko w tytule tylko potęguje to wrażenie… i ta tequila. Będzie niebezpiecznie, nieco wybuchowo i z pewnością zaskakująco.

Niepodobna do niczego, z czym się do tej pory spotkałam. Szokuje i nie owija w bawełnę. Wprowadza czytelników XXI wieku do świata artystów i ludzi, wiodących dostatnie życie, ale czy szczęśliwe? Dariusz Wilczak w rozmowie z jednym z nich ukazuje obraz artysty od podszewki, no pomijając nawet niewygodnych szczegółów.
Bogaty zbiór fotografii Kellera w codziennych sytuacjach, na wakacjach, z najbogatszym ówcześnie człowiekiem świata, czy z żoną bliskiego przyjaciela, ożywia nieco atmosferę książki, którą czyta się jak zamglone wspomnienia sprzed lat… Pierwszy rozdział mnie zaintrygował nutką niepewności, kto gra jaką rolę w tym przedstawieniu, jakim możliwe, że jest życie Kellera. Po pewnym czasie ta niepewność przebijała się już przez wszystkie pozostałe aspekty. Zbyt mało rozumiałam, głównie z powodu natłoku informacji, anegdotek i nazwisk z życia artysty. Z jednej strony mi to przeszkadzało w lekturze, ale z drugiej nie ma się co dziwić.

Książka jest zapisem ogromnej ilości rozmów dziennikarza Dariusza Wilczaka z Markiem Kellerem - marszandem, aktorem, tancerzem obracającym się wśród wielkich artystów tego świata. Zaczęło się od Warszawy, potem wdrażał się coraz głębiej - Francja, Meksyk…, a w każdym z tych miejsc nęciło go pozbawione zasad etycznych środowisko poetów i malarzy, w którym każdy zna każdego dogłębnie,  nie tylko z nazwiska. Związki ze sporo starszymi mężczyznami z grona intelektualistów nie były dla początkującego członka niczym dziwnym, jak sam mówi, nikt mu nie wmawiał odmiennej orientacji, on sam to poczuł i dążył w kierunku, który mu wskazało serce. Stąd tak długie poszukiwania swojego miejsca na ziemi, drugiej połówki, kogoś bliskiego.

O tym właśnie jest ta książka. O nieustannym poszukiwaniu, łamaniu konwenansów. Już od samego początku widać ile serca i szczerości zostało wniesione w wydanie tej historii. Warto zauważyć że Keller dorastał na początku drugiej połowy dwudziestego wieku. Wtedy pojęcie “gej” nie było tak afiszowane jak jest teraz. “Kochać to nie znaczy zawsze to samo” słowa tej piosenki chyba najlepiej opisują historię Kellera - mężczyzny opowiadającego o miłości. Nie jednej, lecz wielu, która albo was odtrąci, albo zachwyci. Gorąco polecam czytelnikom otwartym na nowe doznania. Tych wam z pewnością nie zabraknie.


Ananaska, 17 lat

Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Fabula Fraza. 

wtorek, 1 grudnia 2015

„Mamifest” – Linda Green – recenzja

Okładka książki MamifestSprytne, zaradne, niezawodne... Jeśli potrafisz być dobrą mamą, będziesz umiała rządzić całym krajem!

Bohaterki powieści – Sam, Anna i Jackie – codziennie borykają się z problemami, których, ich zdaniem, rząd nie chce lub nie potrafi się zająć. (...) Kiedy po udanej kampanii w obronie kobiety przeprowadzającej dzieci przez ulicę dziennikarka podsuwa trzem mamom szalony pomysł startowania w wyborach do parlamentu, te zbywają go śmiechem. Jednak czasem to właśnie najbardziej szalone pomysły okazują się najlepsze...

„Mamifest” – nie, to nie literówka – to książka, w trakcie czytania której można odnieść naprawdę dużo mylnych wrażeń. Szalony pomysł startowania do parlamentu i trzy matki? Och, jasne, że szalony. Zmienianie świata? Akurat. No i w dodatku matki? Przecież to książka dla starych ludzi, co ja tu jeszcze robię? I jeśli doznania zapewnione przez opis z tyłu książki nie sprawiły, że odłożyliście ją na półkę i zabraliście się do czytania: czeka na Was kolejna pułapka w postaci pierwszego rozdziału.

Na początku czytania wydawało mi się bowiem, że akcja toczy się zbyt szybko. Bohaterki przechodziły prędko z jednej czynności do drugiej i po pierwszym rozdziale byłam, że tak się wyrażę, zziajana i utwierdzona w przekonaniu, że jeśli reszta książki będzie miała takie tempo, chyba dam sobie spokój. Jeszcze jedna rzecz może denerwować – „perfekcja” postaci (która potem zostaje zdemaskowana, ale o tym za chwilę). Dzieci są lubiane, łagodne i radosne, znajomi bohaterek zabawni i troskliwi, inni rodzice mili i skorzy do pomocy... wszystkie te odczucia znikają jednak stopniowo, gdy docieramy do kolejnych rozdziałów.

Nie jestem pewna, czy to zamydlenie naszych oczu było celowym zamierzeniem autorki, ponieważ genialnie kontrastuje z tym, o czym czytamy dalej: o smutkach, zgrzytach i niedoskonałościach w rodzinach Sam, Jackie i Anny. Powierzchowny, drażniący optymizm każdej z nich skrywa pod spodem coś więcej, niezadowolenie i niepewność. Nie chcę, żeby brzmiało to tak, jakby po słodkim początku rzucano nas na głęboką wodę, nie! Mniej przyjemne aspekty życia są zgrabnie przeplecione z tą doskonałością, która przedtem mogła drażnić. Wszystkie wątki są równomiernie, elegancko prowadzone: gdy tylko zaczynam tęsknić lub zastanawiać się nad jakąś pojawiającą się w książce sytuacją, ta zostawała poruszona w następnym dosłownie zdaniu.

Tak jak „apetyt rośnie w miarę jedzenia”, tak historia przedstawiona w Mamifeście wciągnęła mnie bez reszty i sprawiła, że przewracałam strony z niewiarygodną prędkością. W tym pomaga nam lekki styl Lindy Green, o którym wspomniała strona LoveReading.co.uk (inf. z okładki książki) – Linda ma świetny, z pozoru lekki styl, ale przygotujcie się na śmiech przez łzy. Nie mam pojęcia, czemu według tej strony lekki styl miałby mieć delikatnie negatywne zabarwienie, bo dzięki takiemu sposobie pisania Mamifest naprawdę czyta się bardzo przyjemnie! Co tyczy się śmiechu przez łzy – może nie płakałam jak bóbr i nie śmiałam się w głos, ale w jednym momencie autentycznie się wzruszałam, a drugi wywoływał na mojej twarzy szeroki uśmiech.

Podsumowując – mimo wszelkich pierwszych wrażeń bez zastanowienia kupiłabym Mamifest wszystkim moim znajomym. Jest to pozycja idealna dla każdego, kto chciałby odpocząć od cięższych lektur albo po prostu lubi inteligentne, babskie powieści. Wiek również nie gra roli, bo z tak sympatycznymi bohaterkami utożsami się każdy. W plebiscycie na Najlepszą Książkę pod Choinkę, gdyby takowy istniał, ta otrzymałaby ode mnie bardzo serdeczny i jak najbardziej szczery głos!


Almette, 14 lat

Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Świat Książki.